czwartek, 19 kwietnia 2012

Instalacja Salix (wersja live) w trybie 'frugal' na twardym dysku.

Z tego co widziałem na necie nikomu nie udało się zainstalować w trybie 'frugal install' liveCD dystrybucji Salix, która jest popularną modyfikacją starego dobrego Slackware, w pełni kompatybilną z oryginałem.

O co chodzi? Chodzi o instalację analogiczną do pracy z LiveCD na już istniejącej partycji zajętej przez inny system lub dane innego systemu (np. Windows).

Jedna z systemowych tapet SalixOS, co jak co, ja nie narzekam!!! :P Wersja full po kliku.

Salix rozkłada na łopatki Zenwalk, z którego się wywodzi - powrót do korzeni i do kompatybilności ze Slackware był jedną z lepszych decyzji ostatnich lat w teamie Zenwalk (część developerów).

Wracając do tematu - skoro jak widać nikomu się to nie udało, albo po prostu nikt nie próbował (w polskiej blogosferze nikt, w angielskiej nieudane próby), ja postanowiłem tego dokonać - nie ma to jak szczypta megalomanii.

Rozpakowałem zatem plik iso z liveCD Salix'a, katalog /boot wrzuciłem do katalogu /salix dopiero co utworzonego na partycji sda6 (czyli według numeracji grubowskiej hd0,5) natomiast całą resztę dysku wypakowałem do partycji głównej!

Dlaczego tak? Bo na tej samej partycji jest Mageia, której nie chciałem zdewastować nadpisywaniem katalogów!

mój wpis w grubie:

title salixlive-MINIMUM
kernel (hd0,5)/salix/boot/vmlinuz root=/dev/ram0 quiet lang=pl_PL keyb=pl autologin
initrd (hd0,5)/salix/boot/initrd.xz
boot


Plik persistent (plikoparycja z danymi) rezyduje na partycji vfat z moimi danymi jeszcze z czasów Windows'a (utworzone persistent manager'em). Z analiz nieudanych prób anglojęzycznych kolegów wywnioskowałem, że program rozruchowy (skrypty live) Salixlive nie rozpoznają partycji ext4, na szczęście u mnie jest do dyspozycji ext3 i vfat.

System działa całkiem szybko - minimalnie wolniej niż realna instalacja - zdecydowanie szybciej niż LiveCD. Salix to miód - jest tym dla Slackware, czym Mageia/Magiczny Remix/Mandriva dla Linuksa biurkowego.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Nie liczy się system operacyjny - liczy się "killer application"

Czym jest Desktop? Czym jest optymalny system operacyjny? Czy ten, lub tamten fork *BSD, lub dystrybucja AROS nadaje się w ogóle na Desktop w pracy/domowy komputer? Jaki Linux będzie najlepszy na początek?

Te oraz setki innych pytań zajmują głowy czytelników.

Dla mnie jednak te pytania i odpowiedzi na nie liczą się coraz mniej! Racjonalizuję mój czas spędzany przy komputerach, czas spędzany na instalacjach i konfiguracjach. Pod moją kontrolą jest coraz więcej maszyn i dochodzę do wniosku, że nie muszą one spełniać wymogu uniwersalności!

Tak więc na jednym punkcie dostępowym w pracy nie będę zajmował się dylematem, czy działa mi najnowsza edycja VLC oraz czy system domyślnie odczytuje napisy do filmów w kodowaniu windowsowskim. Na tym komputerze w ogóle nawet nie używam dźwięku.

Na omawianym punkcie będę potrzebował natomiast kilku kluczowych dla mnie aplikacji, decydujących o wartości danego systemu, kiedyś na taką aplikację mówiło się killer-app.

Dla mnie killer app'em decydującym o wartości Linuksa jest na tym stanowisku program K3b (odpowiednik Nero), OpenOffice/LibreOffice oraz Gimp.

I śmieszy mnie jeśli grono pryszczaków, którzy sami piratują Photoshopa i MSOffice, wylewają wiadra pomyj na OpenOffice i Gimpa. Ja używam tych programów od około 10 lat, równolegle z Photoshopem i Microsoft Office znam ich możliwości i ograniczenia. Biorę to co te appsy mi dają i NIE NARZEKAM. Mam to ZA DARMO i legalnie!

Rewelacją jest dla mnie wieloplatformowość, to że mogę ich używać także pod Windows. Windows jest ważny, to dominujący system i nie ma się co obrażać o fakt - w tej chwili pracuję na maszynie pod Windows, jako że mój preferowany system nie obsługuje jednego z układów graficznych, cieszę się bardzo mogąc kontynuować pracę z innego stanowiska i potem przenieść ją tam z powrotem.

Wracając do narzekań pryszczaków - ja NIE oczekuję, że bardzo złożony plik z Photoshopa idealnie odczyta mi się pod GIMP'em nie gubiąc/scalając niektórych warstw czy pewnych atrybutów. Jeśli naprawdę jesteś grafikiem, który potrzebuje aż takiej złożoności i kompatybilności - to stać się na stanowisko Windows lub MacOS X oraz oryginalnego Photoshopa dokładnie w tej samej wersji co w twojej agencji reklamowej! Więc nie masz powodów do narzekań.

Mi wystarczy jeśli GIMP w wersji 2.XYZ będzie kompatybilny z GIMPem 2.XYN (i nawet nie jakiś GIMP "legacy", ale po prostu z tej samej głównej gałęzi rozwojowej). Wystarczy mi jeśli będę w stanie obrobić fotki i grafiki na stronę www na użytek priv oraz małego biura. Proste? Proste! I nie ma co bić piany, że GIMP nie jest darmowym Photoshopem! Bo nie jest, nie będzie i nie ma być!!!

Ta sama historia jest z LibreOffice i OpenOffice.


Polecam oczywiście artykuł kolegi podsumowujący próby instalacji Linuksa w domu - TUTAJ. Jestem w kilku momentach krytyczny co do jego wniosków, ale warto przeczytać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...